Nie znoszę zakończeń. W trakcie studiów kłóciłam się o nie z profesorami twierdząc, że są nudne i zbędne. Czyż nie można by po prostu przerwać opowieści i stwierdzić, że oto się skończyła?
Poprzedni:
Długo trwałam w (błędnym) przeświadczeniu, że historia kończy się w momencie rozwiązania akcji – i że w tym samym momencie kończy się również praca autora. Profesorowie jasno dawali mi do zrozumienia, że rola autora nie kończy się w momencie, gdy udaje się rozwiązać problem, ponieważ rozwiązanie akcji i zakończenie to nie to samo. Zakończenie to pewien ostateczny akcent. Rozwiązanie problemu przynosi rozwiązanie akcji, natomiast ostatni akcent jest po to, aby się jakoś do tego stanu rzeczy ustosunkować. Jeśli historia dotyczy złej relacji, rozwiązaniem problemu może być zakończenie związku – po wszystkim trzeba jednak jeszcze jakoś się do tego rozstania odnieść. Ktoś może się przecież czuć porzucony. Ktoś inny przygnębiony. Jeszcze ktoś inny będzie z optymizmem patrzeć w przyszłość. Możliwe jest również często połączenie wszystkich tych trzech elementów.
Kolejny Przykład Historii
Był maj, sobota rano. Obudziłam się w dobrym nastroju – w takim, w jakim jest człowiek, który ostatnich dziewięć miesięcy przesiedział w mieszkaniu, chowając się przed światem po paskudnym rozstaniu, topiąc smutki w nadmiarowych ilościach whisky, oglądając Ekipę z New Jersey i wydzwaniając do siostry o trzeciej nad ranem, żeby mi zabroniła do niego napisać. Rozstałam się z facetem z którym byłam bardzo długo i teraz po raz pierwszy w życiu mieszkałam sama.
Przerażała mnie samotność. Martwiłam się, że zaprzepaściłam jedyną szansę na prawdziwą miłość. Mój były i jego rodzina bardzo się o mnie troszczyli ale wydaje mi się, że on sam nie miał o mnie najlepszego zdania, bo nie podobało mu się nic, co sama robiłam.
Tamtego ranka postanowiłam posprzątać w mieszkaniu. I to porządnie, jak na niezależną kobietę przystało. Czyli mopem. Miotłę zabrał mój były, gdy się rozstawaliśmy, a ja nie kupiłam nowej, ponieważ z jakiegoś powodu na samą tylko myśl o miotle czułam nieukojony ból. W trakcie sprzątania butelka na wodę za moje 30 dolarów wpadła mi za kuchenkę. Postanowiłam ją odzyskać, chwyciłam za kuchenkę i odciągnęłam ją od ściany. Wydobyłam butelkę, wstawiłam sprzęt z powrotem na miejsce i pomyślałam, że wszystko się ułoży.
Zaraz potem poczułam gaz. A chwilę później ten gaz się zapalił od iskrownika kuchenki i w moim mieszkaniu wybuchł pożar. Przeraziłam się, zadzwoniłam pod numer alarmowy, a wtedy przyjechali strażacy i ugasili ogień.
Gdy wyszli, opadłam na kanapę i przyglądałam się zdemolowanemu mieszkaniu. Kuchenka stała na środku pomieszczenia, a lodówka leżała otwarta na boku, więc jej zawartość rozsypała się po całej podłodze. Strażacy zrobili wielką dziurę w ścianie, więc gdzieniegdzie leżały kawałki gruzu. Do tego jeszcze dym osmalił ściany, wszędzie było pełno wody i potwornie śmierdziało. W tamtym momencie czułam się jak nieporadne dziecko, które nie wie, jak działa gazociąg i o mało co nie puściło z dymem całego budynku.
Właściwe Końcówki

